czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział piąty

Jestem zła, podła i w ogóle... obiecuję poprawię i nie będę już kazała tyle na siebie czekać! 
Buziaczki:*
L.^^





Czujesz, że te kilka dni wymknęło Ci się spod kontroli. Jeden wspaniały dzień odkupujesz niemiłymi wydarzeniami. Robert im bliżej wyjazdu, tym bardziej jest zdenerwowany i spięty. Nie chce Ci wyjawić powodu swojej wizyty u Wojtka Szczęsnego. Wiesz, że nie są to zwykłe przyjacielskie odwiedziny, ale mimo to ufasz swojemu ukochanemu. Kocha Cię i to jest dla ciebie najważniejsze. Chciałabyś żeby został w domu. Oboje pracujecie i macie niewiele czasu by nacieszyć się sobą. Robert cierpliwie tłumaczy Ci, że będziecie mieli na to jeszcze dużo lat po ślubie. Kochasz go i każdy dzień coraz bardziej Cię w tym upewnia. Pragniesz dla niego jak najlepiej i dobrze wiesz, że on też chce Cię chronić. Jest Ci niezwykle smutno po wiadomości od Artura. Dowiedziałaś się, że spotkał się on z Joanną Marek, twoją dobrą znajomą. Wszystko w tej informacji byłoby wspaniale, gdyby nie to, że Joanna była ostatnio w Dortmundzie i nie poinformowała Cię o tym ani słowem. Kiedy zadzwoniłaś do niej, była wyjątkowo milcząca i nieskora do rozmów. Nie wiedziałaś co było powodem dla którego nie chciała się z Tobą widzieć, ale w tej chwili było Ci zbyt przykro aby się o to dopytywać. Przez to wszystko ostatnie dni spędzone w domu były pełne ciszy. Robert chodzi zamyślony i drażliwy, niecierpliwie odliczając dni do wyjazdu, Matylda ciężko pracuje i nie ma czasu by wyjść z tobą na kawę i spokojnie porozmawiać o wszystkim co leży Wam na sercach. Nawet Marysia jest dziwnie niespokojna chociaż zwykle emanuje niezłomnością i pokojem ducha. Dziwne są te dni…

Marysia przeciągnęła się w łóżku. Obudziła się wyjątkowo wcześnie i miała jeszcze trochę czasu do wyjścia do szkoły. Postanowiła nie wstawać jeszcze, nie chciała bowiem obudzić Roberta i Luizy. Przekręciła się na plecy i ułożyła ręce pod głową. Myślała o dniu spędzonym z Kubą. Błaszczykowski był wyjątkowo miły i rozmowny. Śniadanie upłynęło w atmosferze wesołości, tak jak trening, który zorganizowali po obiedzie. Kiedy Kuby nie było w domu mogła spokojnie poćwiczyć i pooglądać telewizję. Dobrze czuła się u Kuby, ale czuła wyrzuty sumienia, że nie spędza dostatecznie dużo czasu z siostrą. Jednak świadomość, że Robert niechętnie widział Marysię w swoim domu nieco ją uspokajała.  U Kuby mogła czuć się swobodnie i rozmawiać z nim na wszystkie niepokojące ją tematy. Wiedziała, że Błaszczykowski z całego serca kocha Luizę i chciałby aby obie zamieszkały u niego. Nie czuła się jednak na siłach by przekonać swoja siostrę, że wybór Roberta za męża jest okropnym błędem. Była niemal pewna, że stosunki między nią a Lewandowskim nie poprawią się nawet za kilka lat. Niestety Luiza nie dawała się przekonać i stale odrzucała Kubę. Marysia musi jak najszybciej obmyślić plan jak sprawić, żeby jej siostra poznała prawdziwe oblicze Roberta.
— Mysiu, śpisz jeszcze?— dziewczynę dobiegł cichy głos zza drzwi. Poderwała się szybko z łóżka i spojrzała w tamtym kierunku. Luiza cicho wsunęła się do pokoju swojej siostry.
— Coś się stało?— spytała zaskoczona, kiedy siostra usiadła na jej łóżku.
— Dawno nie rozmawiałyśmy— Luiza pogłaskała z czułością jasne włosy młodszej siostry. Zawsze kiedy to robiła, Marysia uspokajała się i choć odrobinę zapominała o tęsknocie za rodzicami, których obie siostry nie widziały od kilku lat.
— Robert nie będzie zły?
— Kochanie jesteś moją siostrą, mamy pełne prawo rozmawiać— Luiza uśmiechnęła się do siostry.— Zrobić ci warkocza do szkoły? Trochę uspokoimy twoje włosy— Marysia natychmiast wyskoczyła z łóżka i podała siostrze grzebień. Zaraz potem usadowiła się wygodnie na podłodze, czekając aż siostra zacznie rozczesywać jej niesforne loki. Luiza delikatnie pogładziła blond włosy siostry i zabrała się za czesanie.
— Dawno nie robiłaś mi warkoczy, już zapomniałam jak było fajnie— Marysia przymrużyła z zadowolenia oczy. Przez chwilę siostry siedziały wspominając jak bardzo zżyte były w przeszłości.
— Marysiu…— młodsza siostra przekrzywiła nieznacznie głowę dając znak, że słucha.— Pomyślałam, że skoro miesiąc przed moim i Roberta ślubem kończysz osiemnaście lat, może chciałabyś małe przyjęcie?
— Naprawdę moglibyśmy coś zorganizować?— Zapytała siedemnastolatka z nadzieją w głosie.
—Oczywiście skarbie. Niecodziennie stajesz się pełnoletnia— starsza siostra uśmiechnęła się serdecznie.— Będziesz mogła zaprosić kogo chcesz i poszukamy jakiegoś fajnego miejsca.
— Ja też zostanę zaproszony?— panny Waglewskie podniosły na raz głowy na
 Dźwięk głosu dochodzącego od drzwi. W progu stał Robert, nonszalancko opierając się o framugę. Marysia spojrzała na niego niechętnie, kiedy przekroczył próg jej pokoju.
— Raczej nie będą chcieli wpuścić bydła do lokalu— dziewczyna uśmiechnęła się słodko. Robert odruchowo zacisnął mocno pięści, jednak szybko zahamował się z odpowiedzią. Narzeczona spojrzała na niego z wdzięcznością. Cieszyła się, że chociaż Robert stara się naprawić relację z jej młodszą siostrą.
— Marysiu…— Luiza starała się opanować napiętą sytuację.— Skończ proszę z tymi odzywkami. Robert załatwił ci na urodziny salę klubową.
— Serio?!— dziewczyna uniosła wysoko brwi ze zdziwienia.— A będę miała żółto-czarny tort?— uśmiechnęła się szeroko na samą myśl o zbliżających się urodzinach.— A ile osób będę mogła zaprosić? Przyjdą jacyś piłkarze?— wystrzeliwała z siebie pytania z prędkością karabinu maszynowego.
— Spokojnie mała, dopiero zaklepałem salę— Robert uciszył ją, unosząc dłoń.
— Zobaczymy jeszcze na ile osób damy radę się przygotować, ale myślę, że już możesz zacząć zapraszać swoich przyjaciół— Luiza skończyła swoją pracę i podeszła do ukochanego.— Wstępnie jest już na liście dwóch kolegów Roberta z klubu. Pytałeś jeszcze kogoś kochanie?— wtuliła się w szerokie ramiona Lewego.
— Trener coś wspominał, że mógłby się pojawić.
— To świetnie!— Marysia zawahała się przez chwilę— Dzięki Robert— wyciągnęła dłoń do piłkarza, który niechętnie, ale pod karcącym wzrokiem narzeczonej, odwzajemnił uścisk dłoni. Szybko cofnęli jednak dłonie, jakby z obrzydzeniem wytarli je jednocześnie w spodnie. Luiza parsknęła tylko śmiechem.
— Tak robią pięciolatki w przedszkolu. Gratuluję, osiągnęliście nowy poziom porozumienia– uśmiechnęła się kpiąco i wyszła z pokoju razem z narzeczonym. Marysia stała jeszcze przez chwilę a potem z szeroki uśmiechem rzuciła się na łóżko. Czyżby Robert nie był taki zły? Nie! Stop! Robert jest podły, zrobił to dla niej tylko dlatego, że Luiza go o to poprosiła. Marysia zaczęła intensywnie nad czymś rozmyślać. A gdyby tak… jej pomysł oznaczał bycie miłą dla Roberta jeszcze przez kilka tygodni, ale może wytrzyma. Musi zrobić jeszcze jedną rzecz. Wstała szybko i zaczęła pakować podręczniki do plecaka. Zrobi to jeszcze przed pójściem do szkoły.
***
Robert wszedł do kuchni zaraz za swoją narzeczoną. Zabrał się za parzenie kawy, podczas gdy Luiza zaczęła wyjmować z lodówki produkty na śniadanie. Nie rozmawiali, każde z nich było zanurzone w swoich własnych myślach. Robert z zupełnym spokojem układał w głowie plan rozmowy z Sue. Trochę ją poczaruje i z pewnością uspokoi tą naiwną dziewczynę. Uśmiechnął się kpiąco na samo wspomnienie nocy spędzonej z tą nastolatką. Miała go za bóstwo i kleiła się do niego na każdym kroku, zaprowadzenie jej do łóżka nie stanowiło dla Roberta trudnego wyzwania. Sama była całkiem niezła jak na taką małolatę, pewnie nie był jedynym, z którym przespała się po pijaku. Wyglądała na stałą bywalczynię klubów. Ciekawe dlaczego to właśnie jego się przyczepiła. Nie miał czasu by dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ Luiza zauważyła jego uśmiech.
— O czym myślisz kochanie?
— O prezencie dla Marysi— kłamstwo poszło mu gładko, okazało się z resztą strzałem w dziesiątkę. Jego narzeczona rozpromieniła się momentalnie i rozpoczęła długi monolog na temat prezentów osiemnastkowych. Patrzył się na nią i przytakiwał, nie przykładając zbytnio uwagi do wypowiadanych przez nią słów. Nie miał ochoty na omawianie mało ważnych dla niego tematów. Skupił się na śniadaniu, jednocześnie wciąż przytakując Luizie.
— Robert! Zadałam ci pytanie, odpowiesz mi?— Luiza wpatrywała się w niego ze zniecierpliwieniem.
—Wybacz kotek, nie słuchałem cię przez moment. Co mówiłaś?— Otrząsnął się na chwilę.
— Zapytałam cię, kiedy powiemy Marysi o przeprowadzce. Niedługo o kontrakcie z Bayernem będą trąbić wszystkie media, chcę żeby ona dowiedziała się o tym wcześniej.
— Możemy choćby dzisiaj— Lewy wzruszył ramionami. Nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia.— Myślałaś nad tym co ci kiedyś mówiłem, o szkole…
— Nie wyślę Marysi samej do Polski. Jest niepełnoletnia a poza tym, tu czy w Monachium może śmiało trenować i jestem pewna, że wyjdzie jej to na lepsze. Nie potrzebuje szkółki piłkarskiej, niech rozpoczyna karierę tu, w Niemczech— Luiza wydawała się być zniecierpliwiona tym tematem. Robert coraz częściej upierał się, aby Marysia zaczęła szkolić się w Polsce, w szkółce piłkarskiej kolegi jego ojca. Marysia miała jeszcze szkołę, a poza tym była młoda, więc w każdej chwili mogła zmienić zdanie co do swojej przyszłej kariery.
— Dobrze, nie naciskam. Mówię tylko, że to byłby doskonały wstęp do profesjonalnej gry. A dla Młodej to wspaniały wiek, żeby podpisać jakiś profesjonalny kontrakt— mężczyzna ujął dłoń narzeczonej. Pod jego proszącym spojrzeniem Luiza nieśmiało stwierdziła, że jeszcze to przemyśli. Już spokojniejsi zasiedli do śniadania. Nagle ciszę przerwała Marysia, która wpadła jak burza do kuchni i szybko zaczęła przygotowywać sobie śniadanie do szkoły.
— Nie zjesz z nami śniadania?— Luiza przyglądała się siostrze.
— Eee… śpieszę się do szkoły, muszę być dziś wcześniej.
— Nic nie wspominałaś, a poza tym Robert za chwilę jedzie na trening, zawiezie Cię do szkoły.
— Nie trzeba— Nastolatka zmierzyła przyszłego szwagra chłodnym spojrzeniem, po chwili jedna znów uśmiechnęła się promiennie.— Jestem dużą dziewczynką i poradzę sobie sama— cmoknęła siostrę w policzek, klepnęła- może zbyt mocno- po ramieniu Roberta i wypadła jak burza z kuchni. Nie chciała się rozwlekać z rozmową, bo Luiza mogłaby wyczuć jakiś podstęp. Szła ulicą niemal podskakując z radości, nawet wychylające się nieśmiało zza chmur słońce zdawało się podzielać jej entuzjazm. Zboczyła nieco z trasy prowadzącej ją do szkoły i żwawym krokiem pomaszerowała prosto do domu Kuby Błaszczykowskiego. Nie mogła się doczekać by wcielić w życie plan, który mógłby doprowadzić do spotkania Kuby i Luizy. Wystarczy, żeby Kuba zgodził się pojawić się na jej urodzinach. Gdy tylko zobaczyła go wychodzącego z mieszkania na poranny trening. Zaśmiała się serdecznie i przytuliła z radości.

— Kuba! Mam genialny pomysł!

sobota, 31 maja 2014

Rozdział czwarty

Robert jest idealnym narzeczonym. Przeżyliście tej nocy wspaniałe chwile poprzedzone wspólnie przyrządzoną kolacją. Czułaś czystą przyjemność, kiedy Twój ukochany delikatnie obdarzał pocałunkami każdy centymetr każdego ciała. Pozwalało Ci to zapomnieć o wszystkich problemach pojawiających się w zwiększonej ilości im bliżej było do Waszego ślubu. Przez moment zapomniałaś o Kubie, pod delikatnym dotykiem Roberta mijała wściekłość. W takich chwilach nie przejmowałaś się wszystkimi sprawami: ślubem, Kubą, Arturem i Marysią. Może to dobrze, że postanowiła zanocować dziś u koleżanki, dzięki temu macie z Robertem więcej chwil dla siebie...

Robert otworzył oczy. Sięgnął po telefon komórkowy leżący na szafce, starając się nie obudzić Luizy, której głowa spoczywała na jego klatce piersiowej. Czekał na wiadomość od swojego przyjaciela. Żadnych nieodebranych połączeń, żadnych wiadomości. Wściekły rzucił słuchawkę z powrotem na szafkę. Luiza z przestrachem uniosła głowę do góry.
— Kochanie coś się stało?— nie wiedziała co się dzieje, kiedy Robert gwałtownie podniósł się do góry. Wyraźnie dostrzegła zdenerwowanie na twarzy swojego narzeczonego.— Skarbie, powiedz— delikatnie zaczęła masować plecy Roberta.
— Nic takiego, nie ważne— mężczyzna podniósł się z łóżka i poszedł do łazienki. Luiza zamknęła oczy i przykryła szczelniej kołdrą. Wsłuchiwała się w szum wody w łazience, kiedy Robert brał prysznic. Kiedy w końcu woda przestała płynąć, wyszła z sypialni i cicho podeszła do drzwi łazienki. Zapukała delikatnie.
— Robert, kochanie— usłyszała brzęk buteleczki z kosmetykiem o umywalkę.— Powiedz jeżeli coś jest nie tak— oparła się o drzwi i zamilkła w oczekiwaniu. Robert stał wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Wojtek Szczęsny miał przesłać mu ważną wiadomość, dotyczącej historii sprzed pół roku. Odwiedzając swojego kolegę w Londynie w jednym z klubów spotkali się z początkującą modelką Sue. Po wypiciu kilku kieliszków mocniejszych drinków on i Sue spędzili noc w hotelowym pokoju. Kiedy rano wpadł do domu Wojtka i opowiedział mu o nocy spędzonej z dziewczyną jego przyjaciel nie był zachwycony. Bramkarz dopiero wtedy wyjaśnił mu, że Sue ma dopiero szesnaście lat. Dziewczyna wieczorem zawitała do domu Szczęsnego i zagroziła pozwem sądowym. Wojtek ubłagał ją by nie wnosiła na razie sprawy, jednak nastolatka nie była do końca przekonana. Tydzień temu zadzwoniła do Roberta i zapowiedziała mu, że powie wszystko jego narzeczonej. Luiza nie mogła dowiedzieć się o tej sprawie. Wojtek miał lada dzień powiadomić go o postępie w sprawie dziewczyny, jednak wciąż nie odpowiadał, a Luiza mogła lada dzień dowiedzieć się o jego wybryku. Nie mógł zdradzać swojego zdenerwowania. Wyszedł z łazienki, napotykając pod drzwiami wystraszoną Luizę.



— Robert, w porządku?— dziewczyna przytuliła się delikatnie do narzeczonego.
— Oczywiście, że dobrze— odwzajemnił uścisk i ucałował ja w czoło.— Wiesz, może spędzimy dzisiejszy dzień razem?
— Przecież masz trening, niedługo czekają was ważne mecze.
— Trener na pewno zrozumie, a my ostatnio spędzaliśmy ze sobą bardzo mało czasu.— Robert starał się uspokoić siebie i Luizę kołysząc ją lekko w swoich ramionach. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko wtulając się jeszcze bardziej w nagi tors mężczyzny.
— Może zrobię śniadanie, a potem gdzieś wyjdziemy?
— Świetny pomysł, kochanie. Idź do kuchni, a ja się ubiorę i zaraz przyjdę ci pomóc— pocałował narzeczoną w usta. Luiza uśmiechnęła się do niego i weszła do kuchni. Robert skierował swoje kroki do sypialni. Usiadł na łóżku i wziął telefon z szafki. Po chwili zastanowienia wstał i szybko zamknął drzwi na klucz. Wyszukał w telefonie numer do swojego przyjaciela.
— Wojtek, do cholery, czemu nie mówisz mi co się dzieje— prawie krzyknął, gdy tylko usłyszał głos Szczęsnego w słuchawce.
— Siema stary, słuchaj miałem zadzwonić, ale…
— Żadnych ale, miałeś informować mnie na bieżąco.
— Robert, sprawy nieco się pokomplikowały, obawiam się, że będziesz musiał przyjechać do mnie i sam porozmawiać z Sue.
— Kurwa, chłopaku ja nie mam czasu, żeby zajmować się jakimiś małolatami, ty sam możesz to wszystko załatwić. Ta laska jest na tyle głupia, że będziesz w stanie ją przekonać żeby zapomniała o całej sprawie.— Robert był coraz bardziej wściekły.
— Lewy, czy ty nic nie rozumiesz, nie będzie mi tak łatwo wszystko odkręcić ona chce się z tobą widzieć. I… lepiej żebyś się z nią spotkał. To konieczne. Czekam na ciebie w Londynie— Szczęsny rozłączył się, pozostawiając Roberta z niezliczonymi pytaniami.
— Kochanie, czy coś się stało?— Luiza zapukała do drzwi sypiali. Robert gwałtownie je otworzył.
— Luiza, będę musiał pojechać na kilka dni do Londynu. Wojtek… ma do mnie bardzo ważną sprawę i muszę go odwiedzić jak najszybciej. Najlepiej w przyszły weekend.— Luiza spojrzała smutno na swojego ukochanego.
— Przecież zobaczycie się niedługo, czy to aż tak pilna sprawa, żebyś zarywał treningi?
— Skarbie to jest koniecznie— odpowiedział szybko wpatrując się zimnym wzrokiem w kobietę. Luiza przestraszyła się tego spojrzenia, ale nie dała sobie tego po sobie poznać.
— Dobrze, rozumiem— pocałowała delikatnie narzeczonego.— Chodźmy teraz zjeść śniadanie.

***

Matylda otworzyła oczy nagle wyrwana ze snu. Usłyszała za sobą szum pościeli i przekręciła głowę w drugą stronę.
— Wychodzisz gdzieś?— Artur zesztywniał nagle i odwrócił się w stronę kobiety.
— Mam samolot, muszę już iść.
— Może zostaniesz jeszcze na jakiś czas?— usiadła obok niego i ucałowała w kark.— Musisz jechać do siebie?
— Matylda, mam treningi— bramkarz wstał zniecierpliwiony.— Nie sądzę żebym mógł zostać.
— Jasne, idź— Kobieta odwróciła się z powrotem i otuliła kołdrą. Słone łzy popłynęły po jej policzkach, kiedy usłyszała dźwięk zamykanych drzwi.

***

Dźwięki dochodzące z kuchni obudziły Kubę. Zmęczenie sprawiło, że niemal zapomniał o wydarzeniach z dnia wczorajszego, dlatego podniósł się gwałtownie. Po chwili przyszło na niego olśnienie. Przypomniał sobie, że nocowała u niego Marysia Waglewska. Sądząc po dźwiękach dochodzących z kuchni, robiła właśnie śniadanie. Kuba spojrzał na zegarek. Do treningu została mu jedna godzina. Napisał krótkiego sms-a do swojego przyjaciela Łukasza, że może trochę się spóźnić, po czym wstał i zaczął ubierać się powoli. Uśmiechnął się pod nosem. Marysia była wspaniałą osobą, od kiedy się poznali dobrze się ze sobą dogadywali. Cicho wyszedł z pokoju i poszedł do kuchni. Oparł się o framugę i spoglądał z rozbawieniem na Marysię. Musiał przyznać, że wyglądała ślicznie. Miała rozpuszczone włosy, jeszcze potargane po spaniu. Kręciła się po kuchni podśpiewując pod nosem piosenkę, która właśnie leciała w słuchawkach. Z rozmarzonym uśmiechem zaczęła nawet tańczyć, nadal nie widząc przyglądającemu się jej Kuby. Mężczyzna w końcu postanowił ujawnić swoją obecność. Kiedy Marysia odwróciła się by zaparzyć kawę, podszedł do niej cichutko. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i z przestrachu niemal wypuściła z rąk kubki ze świeżo zaparzoną kawą. Kuba złapał ją za dłonie w taki sposób, że żadna kropla kawy nie skapnęła na podłogę. Oboje zaśmiali się serdecznie. Błaszczykowski spojrzał w oczy dziewczyny. Mimo, że ona i Luiza nie były do siebie ani trochę podobne miały ten sam, zielono brązowy kolor oczu. Zmrużyła je nagle i zamilkła.
— Czemu tak mi się przyglądasz?— przechyliła głowę u uśmiechnęła się słodko.— Aż tak kiepsko wyglądam?
— Wprost przeciwnie— zauważył, że Marysia zarumieniła się lekko.— I do tego masz świetną koszulkę— dodał po chwili.
— Aaa… tak. Jest bardzo wygodna— Waglewska wygładziła dłonią żółtą koszulkę Borussi Dortmund z napisem „Kuba”.— I do tego ma ładny kolor.
— Taa… Dormundzkie pszczółki— piłkarz zaśmiał się.
— Zrobiłam śniadanie, może w końcu je zjemy?— Marysia minęła Kubę i usiadła przy stole. Mężczyzna usiadł obok niej i sięgnął po kubek z kawą. Równocześnie z nim po ten sam kubek sięgnęła dziewczyna. Kiedy ich dłonie się spotkały, Błaszczykowski kątem oka zauważył, że nastolatkę przeszedł dreszcz. Zamilkła i spięła się nagle.
— Muszę na chwilę wyjść.— Wyszła szybko z kuchni i po chwili była już w łazience.
Kuba westchnął ciężko. Mała była od niego o dziesięć lat młodsza, nie miała nawet osiemnastu lat. Nie mógł sprawić żeby Marysia była przez niego nieszczęśliwa. Kochał Luizę, ale dobrze czuł się również będąc z jej siostrą. Musi walczyć o Luizę i nie pozwolić by ktoś skrzywdził Marysię.

***

Artur po kilku godzinach czekania w hali odlotów, w końcu usiadł na wygodnym siedzeniu w samolocie. Zamknął oczy i po chwili zaczął zasypiać. Był wykończony, miał ogromne wyrzuty sumienia z powodu kłótni z Luizą i nocy spędzonej z Matyldą. Chciał podczas lotu zapomnieć o całym wydarzeniu i w końcu przespać. Nie było mu to jednak dane. Przebudziło go szturchanie w ramię. Otworzył lekko oczy.
— Przepraszam, czy mógłby pan lekko się przesunąć. Mam miejsce przy oknie.— Kobieta miała przyjemny niski głos. Przyjrzał się jej z zaciekawieniem Miała brązowe włosy spięte w elegancki kok i zielone oczy. Przeszywała go spojrzeniem i uśmiechała lekko. Artur miał wrażenie, że kiedyś widział już te oczy. Przyglądał się jej ciągle, nie będąc w stanie poruszyć żadnym mięśniem.
— Przepraszam, słyszy mnie pan?— kobieta zamachała mu dłonią przed nosem, co wyrwało go z dziwnego transu.
— Taak… Proszę przejść— mężczyzna wyszedł z dziwnego otępienia. Spoglądał cały czas na kobietę, co nie uszło jej uwadze. Nie mówiła jednak nic, za to uśmiechała się lekko. W końcu jednak zniecierpliwiona popatrzyła w jego oczy.
— Przepraszam, czy coś się stało?— Artur dopiero teraz zdał sobie sprawę skąd zna to spojrzenie.
— Marek?— Kobieta zachichotała cicho na swoje przezwisko z czasów szkolnych.
— Myślałam, że mnie nie poznasz— szepnęła do Artura.
— Jak mógłbym nie rozpoznać swojej przyjaciółki— Oczy mężczyzna zaświeciły się na wspomnienie lat spędzonych w szkole podstawowej z Joasią Marek. Była dziewczyną z którą spędził wiele chwil na boisku przy ich szkole. Doskonale pamiętał tę zielonooką dziewczynkę w warkoczach, która doskonale grała w piłkę. Tylko ona potrafiła strzelić Arturowi nieskończoną ilość bramek, kiedy on stał na bramce podczas wychowania fizycznego. Również po lekcjach często spotykali się na placu przed blokiem by razem ćwiczyć sztuczki z piłką.
— Myślałem, że już nigdy się nie spotkamy— Artur był szczerze zaskoczony.
— Spotkalibyśmy się prędzej czy później— Joasia spuściła wzrok i uśmiechnęła się smutno.— Zostałam nowy lekarzem twojego klubu.
— To świetnie— Boruc z uśmiechem dotknął delikatnie dłoni Joanny.— Zdążymy nadrobić te wszystkie lata, kiedy się nie widzieliśmy.
— Poza tym spotkamy się również na ślubie Luizy Waglewskiej.
— Znasz Luizę?
— Tak. Jej rodzice są moimi znajomymi, zajmowałam się jej siostrą Marysią. Potem kontakt trochę nam się urwał kiedy obie wyjechały do Dortmundu do Roberta.
— To niesamowite, że nie powiedziałaś wcześniej, że znasz Luizę. Przecież nie widzieliśmy się tyle lat!
— Wiesz… myślałam po prostu, że nie poznasz mnie po takim czasie.— Joanna zarumieniła się lekko. Wreszcie spotkała Artura. Był dokładnie taki jak go zapamiętała z czasów szkolnych. Uśmiechnięty i wyluzowany.
— Pamiętasz jak graliśmy razem w piłkę przed blokiem? Ja ty i Maciek? Wiesz co z nim?— Boruc zauważył, że kobieta zmieszała się lekko.
— Nie wiem… też go nie widziałam odkąd skończyliśmy szkołę podstawową.
— Szkoda. Z chęcią dowiedziałbym się co się z nim dzieje. Pamiętam ile mieli przez nas kłopotów. Nikt nie wybił tyle szyb co my.— zaśmiali się na wspomnienie godzin spędzonych w gabinecie dyrektora i milionów uwag w dzienniczkach.— Nauczyciele pewnie wspominają nas do dziś.
— Założę się, że nasi rodzice mają w szkole tablicę pamiątkową za wszystkie pieniądze włożone w naprawę szkoły, którą regularnie niszczyliśmy.
— Ty i tak miałaś najmniej uwag, bo zawsze biegałaś najszybciej. Potrafiłaś uciec szybciej niż my zorientowaliśmy się, że trzeba uciekać.— Artur przez moment poczuł się uwolniony od wszystkich problemów. Żałował, że nie utrzymał kontaktu ze swoją przyjaciółką, ona zawsze potrafiła sprawić, że zapominał o problemach. Samolot wystartował, a oni cały lot spędzili wspominając wybryki z podstawówki. Kiedy w końcu znaleźli się na płycie lotniska w Southampton nadal nie byli w stanie skończyć swojej rozmowy.
— Może spotkamy się kiedyś po pracy?— zaproponował nieśmiało Artur.— Musisz opowiedzieć mi o tym co robiłaś przez te wszystkie lata.— Joanna nagle przystanęła przestraszona.
— Och… to… to świetny pomysł. Pogadamy o tym jak już zacznę pracę w klubie, dobrze? Na razie muszę już lecieć, nie mam zbyt dużo czasu.
Artur był zaskoczony tą nagłą zmianą, ale postanowił dać Joannie trochę więcej czasu. Ujął delikatnie jej dłoń i ucałował policzek. Joanna spięła się lekko lecz odpowiedziała mu słabym uśmiechem.
— To do zobaczenia.— Ostatni raz spojrzała w jego oczy i zniknęła w tłumie wychodzących z hali. Artur odprowadził wzrokiem Joannę. Po chwili sam ruszył w stronę wyjścia wciąż mając w myślach spojrzenie zielonych oczu. Czyżby jego życie zaczęło się układać?


środa, 16 kwietnia 2014

Liebster Award

Dziękuję Lenie Klopp za nominację;*



Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie  obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.



Pytania od Leny:
1. Jak masz na imię?
   Weronika   
2. Ile lat?
   19
3. Ulubiona książka?
   "Tam gdzie spadają anioły" Doroty Terakowskiej
4. Byłaś na jakimś meczu?
   Tylko siatkówki:)
5. Kto jest Twoim ulubionym piłkarzem?
   Bezapelacyjnie Łukasz Piszczek ;D
6. Ulubiony serial?
   "American Horror Story"
7. Widziałaś jakiegoś piłkarza?
   Niestety jeszcze nie ;)
8. Ulubione imię męskie i żeńskie?
   Kuba, Dominik, Matylda i Amelia
9. Masz brata lub siostrę?
   I brata i siostrę:)
10.Do jakiego kraju chciałabyś wyjechać?
   Niemcy albo Włochy



Pytania ode mnie:
1. Piłka nożna czy siatkówka?
2. Twoje pierwsze opowiadanie?
3. Co najbardziej lubisz oglądać w telewizji?
4. Ulubiona piosenka?
5. Którego sportowca chciałabyś mieć za osobistego trenera?
6. Najprzystojniejszy piłkarz (siatkarz)?
7. Z kim chciałabyś znaleźć się na bezludnej wyspie?
8. Gdzie chciałabyś wyjechać na wakacje?
9. Twoje marzenie?
10.Lubisz słodycze? 
11.Od kiedy piszesz opowiadania?


Nominuję:

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział trzeci

Wreszcie możesz spokojnie porozmawiać ze swoją przyjaciółką. Ty i Matylda znacie się od dziecka, zawsze mogłaś na nią liczyć. Kiedy się poznałyście od razu znalazłyście wspólny język. Doskonale pamiętasz Swoje obawy, że kiedy zamieszkasz ze swoim narzeczonym w Dortmundzie stracisz kontakt ze swoją przyjaciółką. Sprawiła Ci niesamowitą radość, kiedy okazało się, że znalazła ona dobrze płatną pracę w klubie piłkarskim Roberta. Dzięki temu wasza przyjaźń nie skończyła się. Nie straciłaś z nią kontaktu. Matylda zawsze doskonale Cię rozumiała i cieszyłaś się, że nie miała nic przeciwko Robertowi. Kibicowała waszemu związkowi. Nieco martwiło Cię, że nie może dogadać się z Marysią, ale przecież nie musiały się uwielbiać, wystarczyło Ci że się akceptowały. Mogłaś zwierzyć się Matyldzie z każdego problemu, ona zawsze wysłuchała i doradziła. Kiedy dostałaś się na studia menedżerskie, nie byłaś w stanie wyobrazić sobie, że będziesz studiować bez przyjaciółki, dlatego długo namawiałaś ją na wybór tej samej uczelni, aż w końcu się zgodziła. Pamiętasz moment, kiedy poznałaś ją z Arturem Borucem. Od razu wpadli sobie w oko. Potem zapijałyście smutki po ich rozejściu się. Do dziś Mati nie powiedziała ci, co było dokładną przyczyną rozstania. Matylda utrzymywała stale, że zwyczajnie nie ma szczęścia w miłości i już się z tym pogodziła. Przytakiwałaś tylko, lecz w głębi serca pragniesz przecież szczęścia swojej przyjaciółki…

Kochana, nawet nie wiesz jak mnie to wszystko męczy— Luiza westchnęła ciężko znad swojej filiżanki.— Praca z Arturem mi się nie układa, nie wiem jak mu to powiedzieć. A do tego ten Błaszczykowski…— na samą myśl o nim w dziewczynie zbierał się gniew.— On staje się nieznośny w tym swoim gadaniu o Robercie.
— Mówiłaś coś?— Matylda spojrzała na przyjaciółkę spod długich rzęs.— Wybacz, nie słuchałam przez moment.
— Powiedziałam, że mam dość Kuby Błaszczykowskiego i tej jego paplaniny o zerwaniu zaręczyn.
— Zaraz, Kuba chce żebyś zerwała z Robertem?— Matylda nagle otrzeźwiała.— Przecież to niedorzeczne!
— Wiem o tym, musimy coś z tym zrobić— Luiza westchnęła ciężko. Nagle uśmiechnęła się lekko, a oczy zalśniły jej blaskiem.— A może… ty byś z nim pogadała— spojrzała proszącym wzrokiem na Matyldę.
— Lizka, kochana moja, nie patrz tak na mnie, dobra— Matylda nie była zachwycona tym pomysłem.
— Och daj spokój, tylko postarasz się przemówić mu do rozsądku.
— Naprawdę nie uważam, żeby to coś dało…
— A ja myślę, że to doskonały pomysł— dziewczyny podskoczyły ze strachu na dźwięk głosu Roberta.
— Kochanie— Luiza wstała z krzesła i podeszła szybkim krokiem do swojego narzeczonego.— Chyba nie podsłuchiwałeś?— Pogroziła mu palcem ze śmiechem.
— Nie, skądże znowu— Lewy obdarzył Waglewską gorącym pocałunkiem.— Tylko martwię się o Ciebie. Myślę, że powinnaś pogadać z Błaszczykowskim— zwrócił się do Matyldy.— Bo kiedy ja zacznę z nim gadać to nie będzie tak kolorowo— odruchowo zacisnął pięści w wyrazie furii.
— Dobra, dobra pogadam z nim— Kunicka podniosła się z krzesła i skierowała w stronę drzwi.— Wole nie tłumaczyć się potem panu trenerowi dlaczego poobijaliście sobie gęby.
— Kochana, jesteś wielka— Luiza z radości rzuciła się przyjaciółce na szyję. Przytulając ją nie zauważyła jak Matylda obrócona przodem do Roberta uśmiecha się kpiąco i puszcza mu oczko. Robert odwzajemnił uśmiech i wyszedł do przedpokoju.
— Lizia, kochanie, przecież wiesz, że najważniejsze jest dla mnie twoje szczęście— ciemnowłosa dziewczyna odpowiedziała przesyconym słodyczą głosem. Chwyciła dłonie Luizy by dodać jej otuchy, na co Waglewska skrzywiła się nieznacznie. Zdziwiona Matylda dopiero teraz zauważyła nadgarstki pokryte siniakami.
— Widzę, że poszaleliście tej nocy— zachichotała cicho.— Dobrze, lecę już skarbie, praca wzywa. Muszę jeszcze uzupełnić do jutra górę raportów.— Uśmiechnęła się sztucznie i wyszła z kuchni zostawiając Waglewską samą. Przy drzwiach wyjściowych natknęła się na Roberta opartego nonszalancko o futrynę.
— Pogadasz jeszcze dziś z Błaszczykowskim?— Zapytał cicho.
— Luiza bardzo tego chce, więc to zrobię. Może nawet skorzystam na tym nieco więcej— wyszeptała wprost do ucha mężczyzny.
— Oj, Mati. Przecież chciałaś być tylko moja— klepnął lekko pośladek kobiety.
— Wszystkich kobiet za tyłek nie złapiesz— Matylda odwróciła się na pięcie i wyszła z domu przyszłych państwa Lewandowskich. Robert uśmiechnął się tylko głupkowato i wrócił do kuchni, gdzie przy obiedzie krzątała się jego narzeczona.

***

Kiedy Matylda w końcu opuściła kuchnię, Marysia cicho przemknęła przez korytarz i stanęła tuż za siostrą.
— Buu!— ze śmiechem patrzyła na wystraszoną Luizę wypuszczającą z rąk metalową miskę.
— Maryśka, jeszcze raz tak zrobisz, a dostajesz szlaban na jakiekolwiek wyjścia!— Krzyknęła, kiedy miska z brzękiem upadła ma podłogę.
— No już się boję— uśmiechnęła się kpiąco i nalała sobie wody do szklanki. Siadła przy stole i upiła nieco ze szkła.
— Maryśka, bo przegniesz— Luiza spojrzała na siostrę zza ramienia. Młodsza z dziewcząt wzruszyła tylko ramionami i zaczęła kołysać się na krześle z uśmiechem.
— Siostrzyczko, przecież jestem bardzo grzeczna— wyszczerzyła zęby do siostry.
— Nie bujaj się na krześle— mruknęła cicho Luiza. Marysia przewróciła tylko oczami i wstała z krzesła. Podeszła do siostry i oparła głowę na jej ramieniu przyglądają się jej poczynaniom z obiadem.
— Sis…?— spytała cichutko.
— Hm?— mruknęła tylko Luiza zajęta krojeniem warzyw.
— Bardzo będziesz zła jak nie będę na obiedzie?
— Marysia, chciałam żebyśmy dziś zjedli normalny obiad razem, we trójkę.— Luiza odwróciła się do siostry.
— A ty chyba chcesz, żebyś się dziś z Robercikiem pobiła.— Marysia prychnęła, siadając z powrotem  na krześle. Siedziały przez chwilę w milczeniu.
— Właściwie to gdzie chcesz iść?
— Chciałabym poćwiczyć trochę na boisku z koleżanką.
Luiza westchnęła ciężko. Chciała żeby jej siostra i narzeczony zaczęli się akceptować, jednak nie dochodziły do nich żadne sensowne argumenty.
— Mogłabyś poćwiczyć po obiedzie z Robertem.
— Żeby połamał mi nogi? Nie, dziękuję— sarknęła Marysia.
— No właśnie, mogłabyś poćwiczyć ze mną— uśmiechnięty Lewandowski wszedł do kuchni. Kiedy przechodził obok młodszej Waglewskiej pochylił się w jej stronę.— Nie połamałbym Ci nóg, złamałbym od razu kręgosłup— syknął.
— Robert, no naprawdę przesadzasz.— Luiza z wściekłością wbiła nóż w deskę.— To ona ma siedemnaście lat nie ty, zachowuj się jak dorosły.
— Przecież żartowałem kochanie— wzruszył ramionami Lewy przytulając się do Waglewskiej.
— W takim razie nie życzę sobie takich żartów tutaj.
— Kicia, nie przesadzaj. My tylko tak się przekomarzamy.— Mruknął Robert wprost do ucha Luizy.
— Mogę iść?— Marysia spytała jeszcze raz.
— Tak idź już— po chwili było już słychać tupot na schodach. W następnej Marysia znów pojawił się w drzwiach kuchni z torbą przerzuconą przez ramię.
— Oczywiście mówiła ci że zostaję u koleżanki na noc?— Powiedziała z uśmiechem.
— Nie wspomniałaś ani słowem. Ani o tym jak ta koleżanka się nazywa.— Luiza odwróciła się w stronę siostry.
—Inga!— krzyknęła Marysia w biegu zakładając buty.
— Inga? A od kiedy wy się lubicie?
— Dokładnie od dzisiaj— odpowiedziała siedemnastolatka i zniknęła za drzwiami.
— Więc mamy dziś całą noc dla siebie— mruknął Robert całując szyję narzeczonej.— To co robimy po obiedzie?— obrócił gwałtownie Luizę i posadził ją na kuchennym blacie.
— A pozwolisz mi dokończyć ten obiad?— zaśmiała się dziewczyna.
— Niech pomyślę— szepnął rozpinając guziki bluzki Lizki.— Nie teraz— zdecydowanym ruchem podniósł ją do góry pozwalając by dziewczyna oplotła go w pasie biodrami. Szybko przeszedł przez korytarz odbijając się od ścian. Całując się namiętnie zniknęli za drzwiami sypialni.

***

Marysia wybiegła z radością z domu. Wreszcie uwolniła się od towarzystwa Roberta Lewandowskiego, największego dupka na świecie. Nie cierpiała go z całego serca, nie wiedziała co jej siostra w nim widzi. Sama niecierpliwie czekała kiedy będzie miała okazję spotkać się najlepszym przyjacielem Lewego- Wojtkiem Szczęsnym. Od razu wpadł jej w oko, jednak była zbyt nieśmiała by wyznać mu co do niego czuje. Miała jednak cały czas nadzieję, że chłopak w końcu dostrzeże ją wśród tych wszystkich dziewcząt, które zarywały do niego na każdym kroku. Tymczasem mogła spokojnie realizować pasję swojego życia. Od dziecka marzyła o tym by grać w piłkę nożną, dlatego była przeszczęśliwa, kiedy okazało się, że zamieszka w Dortmundzie. Każdą wolną chwilę spędzała w okolicach Signal Iduna Park, marząc by rozegrać kiedyś mecz na tej murawie. Zanim to jednak miało nastąpić trenowała z Kubą Błaszczykowskim, którego poznała dzięki Luizie i Arturowi Borucowi. Z jakiegoś powodu jej siostrze bardzo nie odpowiadało towarzystwo Kuby, więc Marysia często ukrywała przed siostrą, że ćwiczy z Kubą. Tak jak i teraz. Kilka ulic od domu Lewandowskiego mieszkał Kuba. Za jego domem znajdowało się małe boisko na którym zawsze mogła poćwiczyć. Wkroczyła na posesję Kuby i cicho przekradła się za dom. Zobaczyła Błaszczykowskiego, który podrzucał piłkę nogą wykonując różne tricki. Weszła na boisko i z uśmiechem przyglądała się jak Kuba z zapałem ćwiczy.
— Naucz mnie tak robić— podeszła bliżej.
— Marysia, nie zauważyłem Cię— mężczyzna złapał piłkę w ręce i uśmiechnął się do dziewczyny.— Nie powinnaś być jeszcze w szkole?
— Powinnam, ale na w-fie pobiłam się z koleżanką i dyrektorka zadzwoniła po Luizę.
— Pobiłaś się z koleżanką?
— Powiedziała, że jesteś kiepskim piłkarzem, to próbowałam trochę poprzestawiać jej w głowie.— uśmiechnęła się zawadiacko do przyjaciela.
— Nie wiedziałem, że jesteś taka waleczna. Mogę cię nauczyć paru rzeczy, ale nie myśl że będziesz ćwiczyć w tym stroju— popatrzył na wytarte jeansy Marysi i rozpuszczone, potargane od wiatru włosy.— Leć się przebrać i wracaj szybko.— rzucił jej klucze od domu i wrócił do kopania piłki. Marysia chwyciła klucze i pobiegła czym prędzej do domu. Bywała u Kuby wiele razy, więc od razu wparowała do łazienki i szybko wyciągnęła strój do ćwiczeń. Przebrała się bez zwłoki po czym zawiązała włosy w luźny kok na czubku głowy. Wybiegła z domu zamykając drzwi na klucz i pobiegła za dom.
— Gotowa panie kapitanie— krzyknęła do Kuby ustawiając się na bramce.— założę się że nie uda ci się strzelić gola!
— Zobaczymy— zaśmiał się piłkarz i ustawił piłkę do strzału. Popatrzył na skupioną Marysię i ocenił swoje szanse. Był dość dobrym strzelcem, dlatego nie martwił się zbytni, że mu się nie uda. Wziął lekki rozbieg i kopnął piłkę w lewy górny róg tuż pod poprzeczką. Marysia wyskoczyła z niespodziewaną lekkością i czubkami palców zatrzymała piłkę w taki sposób, że ta poleciała daleko za bramkę. Kuba stał tylko z otwartymi ustami wpatrując się   w siedemnastolatkę biegnącą ze śmiechem po piłkę. Kiedy wróciła z powrotem rzuciła piłkę do Kuby i znów ustawiła się w bramce.
— Jeszcze raz!— krzyknęła skupiona.
— Nie wiedziałem, że mam taki talent. Może powiem Langerakowi albo Romkowi, żeby trochę z tobą poćwiczyli, co?
— Och daj spokój, nie trzeba— machnęła tylko ręką i podeszła Błaszczykowkiego. Podrzuciła piłkę nogą i zaczęła nią żonglować.— Uczę się od  Wojtka Szczęsnego. Oglądałam chyba wszystkie mecze, w których grał.
— Lubisz go, co młoda?— Marysia zarumieniła się lekko i uśmiechnęła zażenowana. Na ten widok Kuba zaśmiał się serdecznie.— Chyba nawet więcej niż tylko lubisz.
— Daj już spokój, jest fajny ale my nic…— zaczęła bronić się dziewczyna.
— OK, już nic nie mówię. Nie przeszkadza cie, że jest przyjacielem Roberta?
— Nie jest taki jak Lewy. Robert jest kretynem, a Wojtek jest… jest inny— Marysia spuściła lekko głowę. Nie lubiła kiedy ktoś porównywał Szczęsnego do Roberta. Wojtek był dla niej zawsze miły i uprzejmy, nigdy nie powiedział do żadnej z sióstr Waglewskich złego słowa i tak samo jak Marysia nie przepadał za Matyldą. Co prawda nigdy nie zwracał na siedemnastolatkę większej uwagi, ale… może kiedyś jeszcze coś się zmieni.
— Dobra mała, zobaczymy czego jeszcze nauczyłaś się od Szczęsnego. Wracaj na bramkę i gramy dalej— dziewczyna z ulgą zaczęła przygotowywać się go rzutu karnego. Grali jeszcze długo, Marysia radziła sobie doskonale, Kubie trudno było zaskoczyć początkującą bramkarkę, potrafiła obronić większość jego rzutów. Zapomnieli się grając, nie zauważyli nawet jak zaczęło robić się coraz ciemniej.
— Eee, Maryśka, nie powinnaś już iść?— Kuba nie chciał, żeby wracała sama do domu w ciemnościach.
— Powiedziałam Luizie, że będę nocować u koleżanki— dziewczyna wzruszyła ramionami.
— Nie wiedziałem, że zmieniłem płeć— sarknął Błaszczykowski.
— Oj daj spokój, przecież nie wypuściłaby mnie  z domu gdyby dowiedziała się, że idę poćwiczyć z tobą.
— Rozumiem, rozumiem— mężczyzna uśmiechnął się uspokajająco.— Jak chcesz dziś tu nocować to leć już do domu, bo zrobiło się już kompletnie ciemno.— Marysia przytuliła się do niego z radością.— Dzięki, jesteś moim prawdziwym przyjacielem.
— A ty moją przyjaciółką— Kuba objął ją ramionami. Gdyby również Luiza poczuła do niego coś więcej niż tylko nienawiść. Marysia nagle odskoczyła od niego wyrywając go z zamyślenia.
— Kto pierwszy w domu wybiera film na wieczór— ze śmiechem pognali w stronę drzwi wejściowych.

***

Matylda z coraz większą wściekłością przemierzała salon swojego domu. Jak mogła pozwolić na to, żeby Luiza i Robert byli razem?! Przecież to ona go kochała i to ona miała z nim być. Musi coś zrobić. Zostało jej niewiele czasu, ślub odpędzie się już za trzy miesiące, a Robertowi wcale nie śpieszy się przerywać ten związek. Usiadła na fotelu, nerwowo odpalając papierosa. Pozwoliła aby dym opanował jej płuca, co przynajmniej na chwilę dawało uczucie spokoju. Zastanowiła się przez chwilę. W pierwszym odruchu chciała prosto z domu Luizy i Roberta pojechać do Kuby, jednak wiedziała, że w nerwach nie osiągnęłaby tego co chciała osiągnąć. Nie może całkiem zrazić do siebie tego piłkarzyka, bo mógł on jeszcze się jej przydać. Kilka ładnych słówek i będzie na każde jej wezwanie. Uśmiechnęła się sama do siebie. Jeszcze dostanie Roberta choćby za cenę szczęścia innych, w tym nawet jej przyjaciółki. Nie chce być tą drugą, chce mieć Roberta na własność. To właśnie jej należy się to co najlepsze. Odkąd pamiętała musiała walczyć o najdrobniejszą rzecz, podczas gdy Luiza miała podstawione wszystko pod nos. Teraz obnosi się z tym

swoim szczęściem. Matylda z wściekłością uderzyła pięścią w szklany stolik, na którym pojawiło się długie pęknięcie. Chciała Roberta w tej chwili. Niestety miała świadomość, że Luiza zapewne w tym momencie tuli się z bezgraniczną miłością i zaufaniem do Lewego. Ta dziewczyna była naprawdę ślepa i głupia. Matylda odetchnęła głęboko. Potrzebowała ukojenia. Mogła dać jej to w tym momencie tylko jedna osoba. Z wahaniem wzięła telefon do ręki. Popatrzyła na wyświetlacz i po chwili zastanowienia wybrała odpowiedni numer. Przyłożyła telefon do ucha i z niecierpliwością wsłuchiwała się w sygnał.
— Halo?— w słuchawce odezwał się znudzony głos.
— Jesteś jeszcze?
— Jeszcze tak, czego chcesz?— głos podniósł się nieznacznie z irytacji.
— Potrzebuję ciebie. Ten ostatni raz— w słuchawce zapadła cisza.
— Ale ja nie chcę ciebie.
— Więc przyjdziesz?— spytała z nadzieją w głosie. Usłyszała dźwięk przerywanego połączenia. Uśmiechnęła się lekko i odłożyła telefon na stolik. Odpaliła kolejnego papierosa i pogrążyła się w myślach rozsiadając wygodnie na fotelu. Siedziała tak bez ruchu jakieś dwadzieścia minut wypalając papierosa za papierosem, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Przeszła powolnym krokiem przez korytarz i uchyliła je lekko.
— Myślałam, że już nie przyjdziesz— jej głos stał się niski i kuszący.
— Mów czego chcesz. Nie chcę przebywać w tym domu dłużej niż to możliwe.
— Dobrze wiesz o co mi chodzi— Matylda objęła rękami szyję mężczyzny i przyciągnęła go do siebie.— Spokojnie, nie zajmie nam to zbyt dużo czasu.— Zaczęli całować się namiętnie. Mężczyzna przerwał zdenerwowany.
— Czego chcesz tym razem?
— Tego co zawsze. Nie możemy dopuścić do ślubu Luizy i Roberta.
— Dlatego, że Robert jest zły dla Luizy, czy dlatego, że ty chcesz go mieć?
— Kochanie, czy musimy właśnie teraz to rozpatrywać? Wiesz, że liczy się dla mnie tylko szczęście Luizy.— szeptała między kolejnymi pocałunkami. Mężczyzna zamilkł ulegając urokowi ciemnowłosej kobiety. Nie potrafił się od niej uwolnić. Nie potrafił powiedzieć jej, że ma dosyć takiego życia. Nie potrafił powiedzieć Luizie co łączy go z Matyldą. Wiedział jakie ona ma plany i chce skrzywdzić absolutnie wszystkich. Mimo to Artur Boruc kolejny raz dał się złamać tej drobnej kobiecie. Kolejny raz zawiódł siebie i Luizę, pozwalając by Matylda niszczyła życie wszystkich wkoło.

***

Po skończonym filmie Kuba wziął na ręce wyczerpaną całym dniem Marysię i zaniósł ją do sypialni, w której zwykle sypiała będąc u niego. Położył ją do łóżka i przykrył. Stał jeszcze chwilę wpatrując się w śpiącą spokojnie dziewczynę. Zawsze w takich chwilach myślał o Luizie. Kochał ją ponad wszystko, chciał, żeby również ona stała się częścią jego życia. Marysia była dla niego jak młodsza siostra, nie chciał by jej również działa się krzywda. Miał już wychodzić z pokoju, kiedy zatrzymał go cichy głos.
— Kuba?
— Co takiego Marysiu?— usiadł na skraju łóżka.
— Spraw żeby Lizka była szczęśliwa— jej głos przepełniony dziecięcą nadzieją, że wszystko będzie dobrze.— Nie chcę, żeby Robert był jej mężem. Ty kochasz ją bardziej. Powiedz jej to, przecież z tobą będzie szczęśliwsza— z jej oka popłynęła pojedyncza łza. Po chwili odpłynęła w objęcia Morfeusza. Kuba ze smutnym uśmiechem otarł łzę z policzka Marysi.

— Gdyby to było takie proste…