Wreszcie możesz spokojnie porozmawiać ze
swoją przyjaciółką. Ty i Matylda znacie się od dziecka, zawsze mogłaś na nią
liczyć. Kiedy się poznałyście od razu znalazłyście wspólny język. Doskonale
pamiętasz Swoje obawy, że kiedy zamieszkasz ze swoim narzeczonym w Dortmundzie
stracisz kontakt ze swoją przyjaciółką. Sprawiła Ci niesamowitą radość, kiedy
okazało się, że znalazła ona dobrze płatną pracę w klubie piłkarskim Roberta.
Dzięki temu wasza przyjaźń nie skończyła się. Nie straciłaś z nią kontaktu.
Matylda zawsze doskonale Cię rozumiała i cieszyłaś się, że nie miała nic
przeciwko Robertowi. Kibicowała waszemu związkowi. Nieco martwiło Cię, że nie
może dogadać się z Marysią, ale przecież nie musiały się uwielbiać, wystarczyło
Ci że się akceptowały. Mogłaś zwierzyć się Matyldzie z każdego problemu, ona
zawsze wysłuchała i doradziła. Kiedy dostałaś się na studia menedżerskie, nie
byłaś w stanie wyobrazić sobie, że będziesz studiować bez przyjaciółki, dlatego
długo namawiałaś ją na wybór tej samej uczelni, aż w końcu się zgodziła.
Pamiętasz moment, kiedy poznałaś ją z Arturem Borucem. Od razu wpadli sobie w
oko. Potem zapijałyście smutki po ich rozejściu się. Do dziś Mati nie
powiedziała ci, co było dokładną przyczyną rozstania. Matylda utrzymywała
stale, że zwyczajnie nie ma szczęścia w miłości i już się z tym pogodziła.
Przytakiwałaś tylko, lecz w głębi serca pragniesz przecież szczęścia swojej
przyjaciółki…
— Kochana, nawet nie wiesz jak mnie
to wszystko męczy— Luiza westchnęła ciężko znad swojej filiżanki.— Praca z
Arturem mi się nie układa, nie wiem jak mu to powiedzieć. A do tego ten
Błaszczykowski…— na samą myśl o nim w dziewczynie zbierał się gniew.— On staje
się nieznośny w tym swoim gadaniu o Robercie.
—
Mówiłaś coś?— Matylda spojrzała na przyjaciółkę spod długich rzęs.— Wybacz, nie
słuchałam przez moment.
—
Powiedziałam, że mam dość Kuby Błaszczykowskiego i tej jego paplaniny o
zerwaniu zaręczyn.
—
Zaraz, Kuba chce żebyś zerwała z Robertem?— Matylda nagle otrzeźwiała.—
Przecież to niedorzeczne!
—
Wiem o tym, musimy coś z tym zrobić— Luiza westchnęła ciężko. Nagle uśmiechnęła
się lekko, a oczy zalśniły jej blaskiem.— A może… ty byś z nim pogadała—
spojrzała proszącym wzrokiem na Matyldę.
—
Lizka, kochana moja, nie patrz tak na mnie, dobra— Matylda nie była zachwycona
tym pomysłem.
—
Och daj spokój, tylko postarasz się przemówić mu do rozsądku.
—
Naprawdę nie uważam, żeby to coś dało…
—
A ja myślę, że to doskonały pomysł— dziewczyny podskoczyły ze strachu na dźwięk
głosu Roberta.
—
Kochanie— Luiza wstała z krzesła i podeszła szybkim krokiem do swojego
narzeczonego.— Chyba nie podsłuchiwałeś?— Pogroziła mu palcem ze śmiechem.
—
Nie, skądże znowu— Lewy obdarzył Waglewską gorącym pocałunkiem.— Tylko martwię
się o Ciebie. Myślę, że powinnaś pogadać z Błaszczykowskim— zwrócił się do
Matyldy.— Bo kiedy ja zacznę z nim gadać to nie będzie tak kolorowo— odruchowo
zacisnął pięści w wyrazie furii.
—
Dobra, dobra pogadam z nim— Kunicka podniosła się z krzesła i skierowała w
stronę drzwi.— Wole nie tłumaczyć się potem panu trenerowi dlaczego
poobijaliście sobie gęby.
—
Kochana, jesteś wielka— Luiza z radości rzuciła się przyjaciółce na szyję.
Przytulając ją nie zauważyła jak Matylda obrócona przodem do Roberta uśmiecha
się kpiąco i puszcza mu oczko. Robert odwzajemnił uśmiech i wyszedł do
przedpokoju.
—
Lizia, kochanie, przecież wiesz, że najważniejsze jest dla mnie twoje
szczęście— ciemnowłosa dziewczyna odpowiedziała przesyconym słodyczą głosem.
Chwyciła dłonie Luizy by dodać jej otuchy, na co Waglewska skrzywiła się nieznacznie.
Zdziwiona Matylda dopiero teraz zauważyła nadgarstki pokryte siniakami.
—
Widzę, że poszaleliście tej nocy— zachichotała cicho.— Dobrze, lecę już
skarbie, praca wzywa. Muszę jeszcze uzupełnić do jutra górę raportów.—
Uśmiechnęła się sztucznie i wyszła z kuchni zostawiając Waglewską samą. Przy
drzwiach wyjściowych natknęła się na Roberta opartego nonszalancko o futrynę.
—
Pogadasz jeszcze dziś z Błaszczykowskim?— Zapytał cicho.
—
Luiza bardzo tego chce, więc to zrobię. Może nawet skorzystam na tym nieco
więcej— wyszeptała wprost do ucha mężczyzny.
—
Oj, Mati. Przecież chciałaś być tylko moja— klepnął lekko pośladek kobiety.
—
Wszystkich kobiet za tyłek nie złapiesz— Matylda odwróciła się na pięcie i
wyszła z domu przyszłych państwa Lewandowskich. Robert uśmiechnął się tylko
głupkowato i wrócił do kuchni, gdzie przy obiedzie krzątała się jego narzeczona.
***
Kiedy
Matylda w końcu opuściła kuchnię, Marysia cicho przemknęła przez korytarz i
stanęła tuż za siostrą.
—
Buu!— ze śmiechem patrzyła na wystraszoną Luizę wypuszczającą z rąk metalową
miskę.
—
Maryśka, jeszcze raz tak zrobisz, a dostajesz szlaban na jakiekolwiek wyjścia!—
Krzyknęła, kiedy miska z brzękiem upadła ma podłogę.
—
No już się boję— uśmiechnęła się kpiąco i nalała sobie wody do szklanki. Siadła
przy stole i upiła nieco ze szkła.
— Maryśka,
bo przegniesz— Luiza spojrzała na siostrę zza ramienia. Młodsza z dziewcząt
wzruszyła tylko ramionami i zaczęła kołysać się na krześle z uśmiechem.
—
Siostrzyczko, przecież jestem bardzo grzeczna— wyszczerzyła zęby do siostry.
—
Nie bujaj się na krześle— mruknęła cicho Luiza. Marysia przewróciła tylko
oczami i wstała z krzesła. Podeszła do siostry i oparła głowę na jej ramieniu
przyglądają się jej poczynaniom z obiadem.
—
Sis…?— spytała cichutko.
—
Hm?— mruknęła tylko Luiza zajęta krojeniem warzyw.
—
Bardzo będziesz zła jak nie będę na obiedzie?
—
Marysia, chciałam żebyśmy dziś zjedli normalny obiad razem, we trójkę.— Luiza
odwróciła się do siostry.
—
A ty chyba chcesz, żebyś się dziś z Robercikiem pobiła.— Marysia prychnęła,
siadając z powrotem na krześle.
Siedziały przez chwilę w milczeniu.
—
Właściwie to gdzie chcesz iść?
—
Chciałabym poćwiczyć trochę na boisku z koleżanką.
Luiza
westchnęła ciężko. Chciała żeby jej siostra i narzeczony zaczęli się
akceptować, jednak nie dochodziły do nich żadne sensowne argumenty.
—
Mogłabyś poćwiczyć po obiedzie z Robertem.
—
Żeby połamał mi nogi? Nie, dziękuję— sarknęła Marysia.
—
No właśnie, mogłabyś poćwiczyć ze mną— uśmiechnięty Lewandowski wszedł do
kuchni. Kiedy przechodził obok młodszej Waglewskiej pochylił się w jej stronę.—
Nie połamałbym Ci nóg, złamałbym od razu kręgosłup— syknął.
—
Robert, no naprawdę przesadzasz.— Luiza z wściekłością wbiła nóż w deskę.— To
ona ma siedemnaście lat nie ty, zachowuj się jak dorosły.
—
Przecież żartowałem kochanie— wzruszył ramionami Lewy przytulając się do
Waglewskiej.
—
W takim razie nie życzę sobie takich żartów tutaj.
—
Kicia, nie przesadzaj. My tylko tak się przekomarzamy.— Mruknął Robert wprost
do ucha Luizy.
—
Mogę iść?— Marysia spytała jeszcze raz.
—
Tak idź już— po chwili było już słychać tupot na schodach. W następnej Marysia
znów pojawił się w drzwiach kuchni z torbą przerzuconą przez ramię.
—
Oczywiście mówiła ci że zostaję u koleżanki na noc?— Powiedziała z uśmiechem.
—
Nie wspomniałaś ani słowem. Ani o tym jak ta koleżanka się nazywa.— Luiza
odwróciła się w stronę siostry.
—Inga!—
krzyknęła Marysia w biegu zakładając buty.
—
Inga? A od kiedy wy się lubicie?
—
Dokładnie od dzisiaj— odpowiedziała siedemnastolatka i zniknęła za drzwiami.
—
Więc mamy dziś całą noc dla siebie— mruknął Robert całując szyję narzeczonej.—
To co robimy po obiedzie?— obrócił gwałtownie Luizę i posadził ją na kuchennym
blacie.
—
A pozwolisz mi dokończyć ten obiad?— zaśmiała się dziewczyna.
—
Niech pomyślę— szepnął rozpinając guziki bluzki Lizki.— Nie teraz— zdecydowanym
ruchem podniósł ją do góry pozwalając by dziewczyna oplotła go w pasie
biodrami. Szybko przeszedł przez korytarz odbijając się od ścian. Całując się
namiętnie zniknęli za drzwiami sypialni.
***
Marysia
wybiegła z radością z domu. Wreszcie uwolniła się od towarzystwa Roberta
Lewandowskiego, największego dupka na świecie. Nie cierpiała go z całego serca,
nie wiedziała co jej siostra w nim widzi. Sama niecierpliwie czekała kiedy
będzie miała okazję spotkać się najlepszym przyjacielem Lewego- Wojtkiem
Szczęsnym. Od razu wpadł jej w oko, jednak była zbyt nieśmiała by wyznać mu co
do niego czuje. Miała jednak cały czas nadzieję, że chłopak w końcu dostrzeże
ją wśród tych wszystkich dziewcząt, które zarywały do niego na każdym kroku.
Tymczasem mogła spokojnie realizować pasję swojego życia. Od dziecka marzyła o
tym by grać w piłkę nożną, dlatego była przeszczęśliwa, kiedy okazało się, że
zamieszka w Dortmundzie. Każdą wolną chwilę spędzała w okolicach Signal Iduna
Park, marząc by rozegrać kiedyś mecz na tej murawie. Zanim to jednak miało
nastąpić trenowała z Kubą Błaszczykowskim, którego poznała dzięki Luizie i
Arturowi Borucowi. Z jakiegoś powodu jej siostrze bardzo nie odpowiadało
towarzystwo Kuby, więc Marysia często ukrywała przed siostrą, że ćwiczy z Kubą.
Tak jak i teraz. Kilka ulic od domu Lewandowskiego mieszkał Kuba. Za jego domem
znajdowało się małe boisko na którym zawsze mogła poćwiczyć. Wkroczyła na
posesję Kuby i cicho przekradła się za dom. Zobaczyła Błaszczykowskiego, który
podrzucał piłkę nogą wykonując różne tricki. Weszła na boisko i z uśmiechem
przyglądała się jak Kuba z zapałem ćwiczy.
—
Naucz mnie tak robić— podeszła bliżej.
— Marysia,
nie zauważyłem Cię— mężczyzna złapał piłkę w ręce i uśmiechnął się do
dziewczyny.— Nie powinnaś być jeszcze w szkole?
—
Powinnam, ale na w-fie pobiłam się z koleżanką i dyrektorka zadzwoniła po
Luizę.
—
Pobiłaś się z koleżanką?
—
Powiedziała, że jesteś kiepskim piłkarzem, to próbowałam trochę poprzestawiać
jej w głowie.— uśmiechnęła się zawadiacko do przyjaciela.
— Nie
wiedziałem, że jesteś taka waleczna. Mogę cię nauczyć paru rzeczy, ale nie myśl
że będziesz ćwiczyć w tym stroju— popatrzył na wytarte jeansy Marysi i
rozpuszczone, potargane od wiatru włosy.— Leć się przebrać i wracaj szybko.—
rzucił jej klucze od domu i wrócił do kopania piłki. Marysia chwyciła klucze i
pobiegła czym prędzej do domu. Bywała u Kuby wiele razy, więc od razu wparowała
do łazienki i szybko wyciągnęła strój do ćwiczeń. Przebrała się bez zwłoki po
czym zawiązała włosy w luźny kok na czubku głowy. Wybiegła z domu zamykając
drzwi na klucz i pobiegła za dom.
—
Gotowa panie kapitanie— krzyknęła do Kuby ustawiając się na bramce.— założę się
że nie uda ci się strzelić gola!
—
Zobaczymy— zaśmiał się piłkarz i ustawił piłkę do strzału. Popatrzył na
skupioną Marysię i ocenił swoje szanse. Był dość dobrym strzelcem, dlatego nie
martwił się zbytni, że mu się nie uda. Wziął lekki rozbieg i kopnął piłkę w
lewy górny róg tuż pod poprzeczką. Marysia wyskoczyła z niespodziewaną
lekkością i czubkami palców zatrzymała piłkę w taki sposób, że ta poleciała
daleko za bramkę. Kuba stał tylko z otwartymi ustami wpatrując się w siedemnastolatkę biegnącą ze śmiechem po
piłkę. Kiedy wróciła z powrotem rzuciła piłkę do Kuby i znów ustawiła się w
bramce.
—
Jeszcze raz!— krzyknęła skupiona.
—
Nie wiedziałem, że mam taki talent. Może powiem Langerakowi albo Romkowi, żeby
trochę z tobą poćwiczyli, co?
— Och
daj spokój, nie trzeba— machnęła tylko ręką i podeszła Błaszczykowkiego.
Podrzuciła piłkę nogą i zaczęła nią żonglować.— Uczę się od Wojtka Szczęsnego. Oglądałam chyba wszystkie
mecze, w których grał.
—
Lubisz go, co młoda?— Marysia zarumieniła się lekko i uśmiechnęła zażenowana.
Na ten widok Kuba zaśmiał się serdecznie.— Chyba nawet więcej niż tylko lubisz.
—
Daj już spokój, jest fajny ale my nic…— zaczęła bronić się dziewczyna.
—
OK, już nic nie mówię. Nie przeszkadza cie, że jest przyjacielem Roberta?
—
Nie jest taki jak Lewy. Robert jest kretynem, a Wojtek jest… jest inny— Marysia
spuściła lekko głowę. Nie lubiła kiedy ktoś porównywał Szczęsnego do Roberta.
Wojtek był dla niej zawsze miły i uprzejmy, nigdy nie powiedział do żadnej z
sióstr Waglewskich złego słowa i tak samo jak Marysia nie przepadał za Matyldą.
Co prawda nigdy nie zwracał na siedemnastolatkę większej uwagi, ale… może
kiedyś jeszcze coś się zmieni.
—
Dobra mała, zobaczymy czego jeszcze nauczyłaś się od Szczęsnego. Wracaj na
bramkę i gramy dalej— dziewczyna z ulgą zaczęła przygotowywać się go rzutu
karnego. Grali jeszcze długo, Marysia radziła sobie doskonale, Kubie trudno
było zaskoczyć początkującą bramkarkę, potrafiła obronić większość jego rzutów.
Zapomnieli się grając, nie zauważyli nawet jak zaczęło robić się coraz
ciemniej.
—
Eee, Maryśka, nie powinnaś już iść?— Kuba nie chciał, żeby wracała sama do domu
w ciemnościach.
—
Powiedziałam Luizie, że będę nocować u koleżanki— dziewczyna wzruszyła
ramionami.
—
Nie wiedziałem, że zmieniłem płeć— sarknął Błaszczykowski.
—
Oj daj spokój, przecież nie wypuściłaby mnie
z domu gdyby dowiedziała się, że idę poćwiczyć z tobą.
—
Rozumiem, rozumiem— mężczyzna uśmiechnął się uspokajająco.— Jak chcesz dziś tu
nocować to leć już do domu, bo zrobiło się już kompletnie ciemno.— Marysia
przytuliła się do niego z radością.— Dzięki, jesteś moim prawdziwym
przyjacielem.
—
A ty moją przyjaciółką— Kuba objął ją ramionami. Gdyby również Luiza poczuła do
niego coś więcej niż tylko nienawiść. Marysia nagle odskoczyła od niego
wyrywając go z zamyślenia.
—
Kto pierwszy w domu wybiera film na wieczór— ze śmiechem pognali w stronę drzwi
wejściowych.
***
Matylda
z coraz większą wściekłością przemierzała salon swojego domu. Jak mogła
pozwolić na to, żeby Luiza i Robert byli razem?! Przecież to ona go kochała i
to ona miała z nim być. Musi coś zrobić. Zostało jej niewiele czasu, ślub
odpędzie się już za trzy miesiące, a Robertowi wcale nie śpieszy się przerywać
ten związek. Usiadła na fotelu, nerwowo odpalając papierosa. Pozwoliła aby dym
opanował jej płuca, co przynajmniej na chwilę dawało uczucie spokoju.
Zastanowiła się przez chwilę. W pierwszym odruchu chciała prosto z domu Luizy i
Roberta pojechać do Kuby, jednak wiedziała, że w nerwach nie osiągnęłaby tego co
chciała osiągnąć. Nie może całkiem zrazić do siebie tego piłkarzyka, bo mógł on
jeszcze się jej przydać. Kilka ładnych słówek i będzie na każde jej wezwanie.
Uśmiechnęła się sama do siebie. Jeszcze dostanie Roberta choćby za cenę
szczęścia innych, w tym nawet jej przyjaciółki. Nie chce być tą drugą, chce
mieć Roberta na własność. To właśnie jej należy się to co najlepsze. Odkąd
pamiętała musiała walczyć o najdrobniejszą rzecz, podczas gdy Luiza miała
podstawione wszystko pod nos. Teraz obnosi się z tym
swoim szczęściem. Matylda
z wściekłością uderzyła pięścią w szklany stolik, na którym pojawiło się długie
pęknięcie. Chciała Roberta w tej chwili. Niestety miała świadomość, że Luiza
zapewne w tym momencie tuli się z bezgraniczną miłością i zaufaniem do Lewego.
Ta dziewczyna była naprawdę ślepa i głupia. Matylda odetchnęła głęboko.
Potrzebowała ukojenia. Mogła dać jej to w tym momencie tylko jedna osoba. Z
wahaniem wzięła telefon do ręki. Popatrzyła na wyświetlacz i po chwili
zastanowienia wybrała odpowiedni numer. Przyłożyła telefon do ucha i z
niecierpliwością wsłuchiwała się w sygnał.
—
Halo?— w słuchawce odezwał się znudzony głos.
—
Jesteś jeszcze?
—
Jeszcze tak, czego chcesz?— głos podniósł się nieznacznie z irytacji.
—
Potrzebuję ciebie. Ten ostatni raz— w słuchawce zapadła cisza.
—
Ale ja nie chcę ciebie.
—
Więc przyjdziesz?— spytała z nadzieją w głosie. Usłyszała dźwięk przerywanego
połączenia. Uśmiechnęła się lekko i odłożyła telefon na stolik. Odpaliła
kolejnego papierosa i pogrążyła się w myślach rozsiadając wygodnie na fotelu.
Siedziała tak bez ruchu jakieś dwadzieścia minut wypalając papierosa za
papierosem, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Przeszła powolnym krokiem przez
korytarz i uchyliła je lekko.
—
Myślałam, że już nie przyjdziesz— jej głos stał się niski i kuszący.
—
Mów czego chcesz. Nie chcę przebywać w tym domu dłużej niż to możliwe.
—
Dobrze wiesz o co mi chodzi— Matylda objęła rękami szyję mężczyzny i
przyciągnęła go do siebie.— Spokojnie, nie zajmie nam to zbyt dużo czasu.—
Zaczęli całować się namiętnie. Mężczyzna przerwał zdenerwowany.
—
Czego chcesz tym razem?
—
Tego co zawsze. Nie możemy dopuścić do ślubu Luizy i Roberta.
—
Dlatego, że Robert jest zły dla Luizy, czy dlatego, że ty chcesz go mieć?
—
Kochanie, czy musimy właśnie teraz to rozpatrywać? Wiesz, że liczy się dla mnie
tylko szczęście Luizy.— szeptała między kolejnymi pocałunkami. Mężczyzna
zamilkł ulegając urokowi ciemnowłosej kobiety. Nie potrafił się od niej uwolnić.
Nie potrafił powiedzieć jej, że ma dosyć takiego życia. Nie potrafił powiedzieć
Luizie co łączy go z Matyldą. Wiedział jakie ona ma plany i chce skrzywdzić
absolutnie wszystkich. Mimo to Artur Boruc kolejny raz dał się złamać tej
drobnej kobiecie. Kolejny raz zawiódł siebie i Luizę, pozwalając by Matylda
niszczyła życie wszystkich wkoło.
***
Po
skończonym filmie Kuba wziął na ręce wyczerpaną całym dniem Marysię i zaniósł
ją do sypialni, w której zwykle sypiała będąc u niego. Położył ją do łóżka i
przykrył. Stał jeszcze chwilę wpatrując się w śpiącą spokojnie dziewczynę.
Zawsze w takich chwilach myślał o Luizie. Kochał ją ponad wszystko, chciał,
żeby również ona stała się częścią jego życia. Marysia była dla niego jak
młodsza siostra, nie chciał by jej również działa się krzywda. Miał już
wychodzić z pokoju, kiedy zatrzymał go cichy głos.
—
Kuba?
—
Co takiego Marysiu?— usiadł na skraju łóżka.
—
Spraw żeby Lizka była szczęśliwa— jej głos przepełniony dziecięcą nadzieją, że
wszystko będzie dobrze.— Nie chcę, żeby Robert był jej mężem. Ty kochasz ją
bardziej. Powiedz jej to, przecież z tobą będzie szczęśliwsza— z jej oka
popłynęła pojedyncza łza. Po chwili odpłynęła w objęcia Morfeusza. Kuba ze
smutnym uśmiechem otarł łzę z policzka Marysi.
—
Gdyby to było takie proste…